sobota, 29 grudnia 2012

Król lew historie lwich pokoleń 4

Pewnego ranka Mufasa dumnie wyszedł z lwiej skały. Z Sarabi przyjaźnił się dość długo więc rozmyślał, jaką psotę lub zabawę jej wymyślić. Taka leżał w łapach Uru a Ahadi w nocy wyszedł ze skały i nie wrócił, Uru to bardzo zmartwiło gdyż zrobił to bez zawiadomienia po raz pierwszy. Myślała że może go ktoś zaatakował. Sarabi wstała lecz przypadkiem usłyszała jak Mufasa rozmyśla o psikusie, więc zakradła się po cichu i żuciła się na niego ze śmiechem. Mufasa wyjąkał: jak, co, kiedy?? Sarabi ze śmiechem odparła: hihi zgadnij geniuszu ^^
W tym czasie Uru wstała a Taka postanowił się jeszcze trochę odrężyć. Mufasa zawołał do niej: hej mamo! Nie widziałaś gdzieś taty? Uru powiedziała z uśmiechem: właśnie ide go poszukać chcesz iść ze mną? Mufasa: nie, nie trzeba. Po tym Uru poszła poszukać Ahadiego. Dostrzegła go rozmawiającego z Silą (matką Shenzi,Eda i Banzaia) pobiegła do nich i spytała co się stało. Sila zdążyła dodać z szyderczym uśmiechem: Hehehe, niedługo, już niedługo .... a potem odbiegła na cmentarzysko. Uru spytała się: Kto to? Po co tu przylazła i o czym z nią rozmawiałeś?? Ahadi: to najwredniejsza istniejąca hiena, władczyni tych parszywych pół głupków odparłi i poszedł. Uru nie mogła pojąć o czym rodzmawiali więc wróciła do Taki ale on wstał pobawić się z Zirą przy wodopoju aż w końcu poszli się wygłupiać na cmentarzysku i znowu żadna hiena ani lew o tym nie wiedzieli. Sorki że krótka ale nie chciało mi się tyle pisać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz